Namiętność
Odłamek dnia
Skrucha
Niemy żal
To koniec...
Rozstanie
Zamieram
W bezszelestnym oczekiwaniu
Wyostrzam zmysły
Napięte do granic możliwości
Nasłuchuję....
Zwalczam w sobie pokusę
By wybiec ci na spotkanie
Bo może nie przyjdziesz wcale
I zostanę sama na pustej drodze
W mojej głowie na tysiąc barw
Rozbija się cisza dokoła
Boję się usnąć zmęczona czekaniem
By nie przespać twojego przybycia
A jednak śpiesz się!
Sił we mnie tak mało...
I boję się
Czy aby wytrwam
Tylko ja wiem
Co tak na prawdę
Dzieje się w moim umyśle
Jaka fatalna walka
Toczy się pomiędzy myślami
Jedna część mnie pragnie śmierci
Druga walczy o każdy oddech
Tylko ja wiem
Jaki potwór trawi me wnętrzności
I sieje we mnie pustkę
Przerażenie wcale nie znika
A łzy potęgują niemoc
Choć
Podaj mi rękę
Uśmiechnij się tylko do mnie
I nie zostawiaj samotnie
Jestem paralitykiem
Więc mnie prowadź
Chcę mieć cię blisko
Byś objaśnił mi szczęście
I uśpił Demony w mej głowie
Czasem niebo spada z wysoka
czasem się burzy i grzmi
są w życiu ciężkie dni
gdy smutne to niebo
podźwignąć muszę od dna
bo niebo czasem spada z wysoka
czasem się burzy i grzmi
Ten stary Indianin
Żył tu od zawsze
to wiecznie jego była kryjówka
Kiedyś - widziałam
Tchnął w głaz życie
A głaz przemówił
Ten stary Indianin
Poznał ludzkie życie
Zrozumiał śmierć
W naturze umiał szukać ukojenia
Umiał z nią rozmawiać
Ten stary Indianin
Posmiertnie oddał mi duszę